top of page

ŁOWCA MARZEŃ

Opowiadanie dla wszystkich o tym, jak sprawić, by spełniały się marzenia.

              Była raz sobie biedronka Zosia, która miła tylko jedną kropkę. Kiedy była jeszcze zupełnie małą Zosią, nie przeszkadzało jej to, ale kiedy stała się już prawie całkiem dużą Zofią, zapragnęła mieć również wiele kropek, jak inne znane jej biedronki. Marzyła o tym codziennie, wyobrażała sobie, jak to będzie wspaniale, kiedy będzie już miała upragnione więcej kropek, ale jej marzenie wciąż się nie spełniało.

Pewnego razu kiedy siedziała sobie pod drzewem i marzyła o wielu kropkach, podleciała do niej jedna bardzo stara, bardzo mądra i znana wszystkim ze swych pożytecznych rad Biedronka, Karabella. Zapytała:

- Co się tak zamartwiasz, Zosiu?

-Wcale się nie martwię – odpowiedziała Zosia, ale po chwili dodała – marzę o tym, by mieć wiele kropek, ale wciąż moje marzenie się nie spełnia.

- I to cię tak martwi? – spytała Karabella.

- Tak – odparła szczerze Zosia – martwi mnie to.

- Mhm – zadumała się Karabella –  bo widzisz. Marzenia nie spełniają się tak same z siebie. Trzeba im pomóc.

- Trzeba pomagać marzeniom? – zdziwiła się Zosia – ale jak?

- Można skorzystać z pomocy Łowcy Marzeń. – odpowiedziała Karabella, po czym zaczęła wyjaśniać widząc wielkie zdziwienie w oczach Zosi. – Wyobraź sobie, że kiedy tak siedzisz pod tym drzewem, a przez twoją głowę przepływa marzenie, podlatuje do ciebie Łowca Marzeń. Krąży nad twoją głową, po czym łowi twoje marzenie, ale nie po to, by je skraść, ale żeby je przekształcić. Ze złapanym marzeniem można zrobić wszystko, co się chce. Łowca Marzeń, zaprasza ciebie, abyś weszła do środka swojego marzenia i wyobraziła sobie, że zaczyna się spełniać.

                 W tym momencie Karabella przestała wyjaśniać, ponieważ zauważyła, że Zosia właśnie spotkała się ze swoim Łowcą Marzeń, który już złowił jej marzenie i już zaprosił ją do jego środka, by wyobraziła sobie, jak się ono spełnia.

- Jestem w środku mojego marzenia – mówiła Zosia  z zamkniętymi oczami. Wokół widzę pełno kropek. Każdą kropkę mogę sobie zabrać i przyczepić. Ale nie chcę przyczepiać wszystkich. Chcę mieć tylko pięć kropek, więc wezmę tylko cztery. Te, które mi się najbardziej podobają. Jedną kropkę, tą najbardziej czarną,  podrzucam do góry, schylam się, kropka spada prosto na moje skrzydełka i już mam dwie kropki. Następną kropkę, tą nieco owalną,  wieszam na gałązce, podchodzę do niej i lekko skaczę…już mam trzy kropki. Następną  kropkę, która jest bardzo malutka kładę na ziemi, po czym sama kładę na nią moje skrzydełka i już mam cztery kropki. A ostatnią kropkę, tą, która jest taka idealnie okrągła po prostu przyczepiam siłą moich myśli……mam już pięć kropek. Mam już pięć kropek, takich, o jakich marzyłam i tyle ile chciałam. Och, jak wspaniale. Bardzo się cieszę. Mogę już wyjść z mojego marzenia. Wiem już co trzeba robić, żeby marzenie się spełniło.

Zosia otworzyła oczy. Była zupełnie odmieniona. Nie wyglądała już na zmartwioną, ale raczej na pewną tego, czego pragnie. Podziękowała Kwarabelii za pomoc i ruszyła odnaleźć swoje marzenie.

                  Idąc przez łąkę zauważyła pracujące w pocie czoła mrówki. W pewnym momencie, jednej z nich spadł mały kamyk, który układała w mrowisku o potoczył się daleko, daleko od mrowiska. Zosia nie zastanawiała się długo, tylko podleciała do kamyka, podniosła go i rzuciła wprost do wyciągniętej ręki mrówki.  Mrówka włożyła kamyk w wyznaczone miejsce.

- Wielkie dzięki, zajęło by mi to naprawdę dużo więcej czasu – rzekła do Zosi i przyjaźnie poklepała ją po skrzydełkach. W tym momencie odbita ręka mrówki zostawiła ślad na skrzydełkach biedronki, okrągły ślad o bardzo czarnej, intensywnej barwie.

- Bardzo proszę – odrzekła Zosia i poleciała dalej.

Po pewnym czasie ujrzała żuka, który leżał na wznak na ziemi i chociaż kołysał się na wszystkie strony nie mógł się przekręcić, żeby stanąć nogami na twardym podłożu. Zobaczywszy jego męki Zosia podleciała do żuka. Chwyciła go za ręce, ale oboje szybko zorientowali się, że drobna biedronka nie ma tyle siły, żeby podnieść ciężkiego żuka.

- Chyba nie dam rady cię podnieść – rzekła Zosia – ale pokażę ci pewien sposób odbicia, który sprawia, że można się łatwo samemu wydostać z tej sytuacji.

             To powiedziawszy, położyła się na wznak i zaczęła kołysać się wprzód i w tył, w przód i w tył, z bardzo dużą mocą i szybkością, po czym w momencie największego odchylenia szarpnęła skrzydełkami i już stała na ziemi. Żuczek przyglądał się jej ze swojej pozycji, po czym próbował naśladować. Nie było to łatwe, dla kogoś nie wprawionego, ale jak się okazało, po kilku ćwiczeniach i żuczek stanął na ziemi na własnych nogach.

- Wielkie dzięki – rzekł zdyszany do Zosi – już myślałem, że utknę tak na zawsze. Muszę zapamiętać sobie ten sposób.

- Zapamiętaj. – uśmiechnęła się Zosia i poleciała dalej, nieświadoma tego, że styknięcie skrzydełka z ziemią, zostawiło na nim trwały ślad w postaci dużej, owalnej kropki.

Za jakiś czas zobaczyła małego pajączka, który nie mógł przyczepić swojej pajęczej nici. Podleciała do niego, chwyciła nić i spytała, do której gałęzi ma ją przyczepić. Pająk wskazał odpowiednią a Zosia energicznie naciągnęła pajęczą nić i przyczepiła ją do wskazanej przez niego gałązki.

- Wielkie dzięki – rzekł pajączek – robię już dziś siódmą sieć i trochę się nadwyrężyłem Czasem każdy potrzebuje pomocy. Jeszcze raz dziękuję – i z tymi słowami przyjaźnie poklepał  biedronkę po skrzydełkach. W tym momencie na skrzydełku Zosi pojawiła się owalna kropka.

- Bardzo proszę – odrzekła zadowolona Zosia i poleciała dalej.

            Leciała, leciała obserwując ziemię z wysoka, po czym ujrzała małą kałużę, która wydawała jej się przejrzystym jeziorkiem, nad którym postanowiła wypocząć i spędzić noc.

- Miałam dzisiaj dużo wrażeń – myślała sobie – i robiłam dziś tyle nowych rzeczy. Robiłam coś, czego nigdy wcześniej nie próbowałam. To zabawne. Ale czuję, że chcę jeszcze coś zrobić. Pomasuję sobie skrzydełka. Dużo się dzisiaj nalatałam. Muszę je dobrze wymasować, żeby wypoczęły, bo kto wie, czy nie będą mi jutro również potrzebne.

            Snując takie rozważania Zosia naprężyła skrzydełka i zaczęła je delikatnie masować. Nie było to łatwe, ale już po kilku ruchach zauważyła, że się odpręża. Nie wiedziała też, że jej własny dotyk sprawił, że na jednym ze skrzydełek pojawiła się idealnie okrągła kropka. Masowała jeszcze chwilę, po czym zerknęła na swoje odbicie w kałuży. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. Na jej skrzydełkach było pięć kropek. Dokładnie pięć kropek. Tyle ile sobie wymarzyła i takie, jakie sobie wymarzyła. To było wspaniałe uczucie. Zaczęła tańczyć z radości nad brzegiem jeziorka, po czym szczęśliwa usnęła.

            Rankiem obudziła się wypoczęta i pełna energii. Po wczorajszych doświadczeniach, była pewna, że każde jej marzenie może się spełnić. Zobaczyła nadlatującą Kwarabellę i  pomachała do niej zapraszając ją na swój brzeg.

- Dzień dobry Kwarabello – przywitała biedronkę Zosia i obróciła się wkoło prezentują swe skrzydełka z kropkami.

- Witaj Zosiu – rzekła Kwarabella – jaka jesteś odmieniona. I widzę, że twoje marzenie się spełniło. Masz kropki na skrzydełkach. Piękne. I pięć, tak jak chciałaś.

- Tak, czyż to nie wspaniałe? – odparła uśmiechnięta Zosia.

- A czy już wiesz, co trzeba zrobić, by marzenia się spełniały? – spytała Kwarabella.

- Jasne – odparła Zosia – trzeba wierzyć w to, że się spełnią i …. Działać.

                                                                                                        KONIEC

Przeczytaj kolejną bajkę

bottom of page